bez namacalnego adresu
zdani na eksternistyczne tryby
pozbawieni kolokwiów
i podstawowych zaliczeń
sposobimy się…
Codzienność ludzi kultury – obojętnie, czy reprezentują wielkie instytucje, lokalne stowarzyszenia, zespoły, kapele, czy są indywidualnymi twórcami – to zabieganie o to, by mogło się uzewnętrznić i wydarzyć coś, co reszcie świata na pierwszy rzut oka nie wydaje się niezbędne. No bo w końcu koncert, spektakl, obraz albo wiersz to nie być albo nie być przeciętnego człowieka. One same w sobie nie domagają się zaistnienia, a na przykład dziura w jezdni, czy nierówny chodnik, albo pęknięta rura – domagają się dynamicznie. Tylko, że zarówno powszechne doświadczenie, skomplikowana psychologia, jak i naukowe badania pokazują, że człowiek idealnych chodników, gładkich autostrad i drożnych rur niekoniecznie jest człowiekiem szczęśliwym. To nie wystarcza… Dziwne to i może nieracjonalne, ale prawdziwe.
Żyjemy w świecie, w którym – jak pisał Dan Brown – „problemy dudnią jak towarowe pociągi, a rozwiązania podawane są szeptem”. I takim nieśmiałym często i dyskretnym powiewem na uchu twórcy i animatorzy proszą o uwagę. Proponują swoją kreatywność i różne aktywności, które mają niby zmieniać świat na lepsze, dodawać ludziom skrzydeł, być lekiem na weltschmerz. Spotyka się to z różnymi reakcjami. Raz są uważani za niepraktycznych pięknoduchów, kiedy indziej za uciążliwych roszczeniowców goniących za dotacjami. Coraz częściej jednak po prostu się ich unika i ignoruje.
Powyższe stwierdzenie nie jest wcale narzekaniem, a jedynie obserwacją. Nie należy się dziwić, bo szept nie jest dla wszystkich. Szept to podmuch słów tylko dla wybranych. Jeśli na takich trafi, może rosnąć w powiew, wiatr, huragan dobrych emocji powołujących do życia wspaniałe projekty i wydarzenia. Jest wiele przykładów takich akcji, które zaczynały się od szeptu dwóch osób, a rozrosły się w wicher energii.
W znakomitym gronie panelistów, wśród których będą naukowcy, samorządowi menadżerowie, dyrektorzy narodowych i regionalnych instytucji kultury, a także niezależni animatorzy, potoczy się więc spokojna, choć niepozbawiona dynamiki, pozytywna dyskusja o tym, co już robimy i co jeszcze można zrobić, by dobre powietrze zagościło na stałe w kulturach regionów: jak pomagać, jak wspierać, jak zmieniać niedobre stereotypy, jak utrwalać w sobie i innych prawdę, że pieniądze na kulturę nie są dotacją. Bo są inwestycją! A jeśli tak, to jak inwestować mądrze? Jak zachować zdrowy balans pomiędzy przeznaczaniem środków na „twarde” budowle, a wzmacnianiem „miękkich” inicjatyw, które nie zawsze wymagają murów i kosztownych wyposażeń, bo w inny sposób służą i budują człowieka.
Nie będziemy narzekać, a raczej wymieniać się pomysłami. Nie będziemy krzyczeć o naszym znaczeniu dla rozwoju szczęśliwej cywilizacji, choćby nawet to była prawda. Bo szept nie krzyczy, ale często jest wymowniejszy od krzyku. Skłania do zastanowienia, nie potrzebuje zbędnych słów, dzięki czemu ma większą wartość niż głośny słowotok. Szept zbliża i uczy słuchać. Dlatego – jak to zwykle bywa na kongresie – wszyscy uczestnicy będą równoprawnymi dyskutantami. Będziemy uważni, będziemy się nawzajem słuchać i… to wystarczy.