Na podsumowanie kongresowych rozważań proponujemy wypełniony osobowościami i rozmaitością koncepcji panel, w którym ucierać się będą poglądy na konsekwencje sensualności. Weźmiemy na warsztat problemy (w sensie podstawy do przemyśleń) stwarzane przez dotyk w wielości jego znaczeń i sensów.
Można by brawurowo stwierdzić, że sami jesteśmy jednym z takich „problemów” – stworzeni przez dotyk w biologicznym sensie, a także wedle mitów, legend i wierzeń, w których powtarza się motyw powołania do życia człowieka poprzez lepienie z gliny, prochu ziemi, kamieni, a nawet słomy. Do tego „palec boży” tchnący w cielesną istotę nieśmiertelnego ducha. I mamy ambaras zwany człowiekiem: siedlisko sprzeczności. Z jednej strony „na obraz i podobieństwo”, więc posiada zdolność do najszlachetniejszych uczuć i czynów, z drugiej skażony grzechem pierworodnym, złą karmą może przejawiać skłonność do przemocy czy autodestrukcji.
W panelu pojawią się więc wątki stwarzania – te biblijne, ale także ludzkie. Mowa będzie o ręko-dziele, w którym równie ważny co efekt jest sam proces. Bo oznacza on ścisłą, dotykową relację stwarzającego z materią, z której tworzy, a często także relację mistrza z uczniem. Przedmiot tak powstały jest więc nośnikiem szczególnego rodzaju pamięci.
Jeśli o pamięci mowa, to jest ona procesem tyleż ciekawym, co kapryśnym. Fascynujące jest, co i w jaki sposób zapamiętujemy, w jakiej konwencji odtwarzamy filmy z przeszłości, których reżyserami jesteśmy albo my sami, albo ktoś, kto ma na nas duży wpływ. Wyświetlimy więc fragmenty chłopskiej historii wystylizowanej przez naszą/przodków pamięć w klimacie chłopofobii i chłopomanii. Bo nie tylko dotykać można skrajnie. Można też skrajnie pamiętać.
Zauważymy ponadto zwodniczość ocen, czy dotyk jest dobry, czy zły. Okazuję się bowiem, że to, czy dotyk jest czułością, czy krzywdą, zależy nie tylko od indywidualnych inklinacji dotykającego. Poza najistotniejszym kryterium – odczuciem doświadczającego dotyku, istnieje jeszcze wiele różnorodnych czynników, które mają wpływ na wydźwięk tego aktu. Kultura danej społeczności jest tu kluczowa. Również budowane w społeczeństwach hierarchie – kościół, władza, mędrcy. Często usprawiedliwiamy elity, w które z jakichś powodów wierzymy. Im wszystko wolno. A to potężna pokusa ograniczania wolności „maluczkich”, która nieuchronnie staje się dotkliwa i krzywdzi.
Na koniec uświadomimy sobie raz jeszcze paradoks dotyku. Dotyczy on również muśnięć i ciosów. Nie ma bowiem korelacji pomiędzy siłą bodźca a jego impaktem. Zakochany bez pamięci powie czasem, że na widok podmiotu swych afektów czuje się bezsilny i obezwładniony, jak po mocnym uderzeniu w splot słoneczny. Muśnięcie z kolei może być bardziej „dotkliwe” niż cios, bo bywa zdolne, jak efekt motyla, wywołać kaskadę konsekwencji. Muśnięciem pogardy lub anarchii może być rzucone niedbale parę słów („zdradzieckie mordy”, „lub czasopisma”), albo powodujący katastrofę samolotu Concorde drobny śmieć na pasie startowym. Albo wirus - komputerowy lub… prawdziwy.
W panelu pojawią się więc wątki stwarzania – te biblijne, ale także ludzkie. Mowa będzie o ręko-dziele, w którym równie ważny co efekt jest sam proces. Bo oznacza on ścisłą, dotykową relację stwarzającego z materią, z której tworzy, a często także relację mistrza z uczniem. Przedmiot tak powstały jest więc nośnikiem szczególnego rodzaju pamięci.
Jeśli o pamięci mowa, to jest ona procesem tyleż ciekawym, co kapryśnym. Fascynujące jest, co i w jaki sposób zapamiętujemy, w jakiej konwencji odtwarzamy filmy z przeszłości, których reżyserami jesteśmy albo my sami, albo ktoś, kto ma na nas duży wpływ. Wyświetlimy więc fragmenty chłopskiej historii wystylizowanej przez naszą/przodków pamięć w klimacie chłopofobii i chłopomanii. Bo nie tylko dotykać można skrajnie. Można też skrajnie pamiętać.
Zauważymy ponadto zwodniczość ocen, czy dotyk jest dobry, czy zły. Okazuję się bowiem, że to, czy dotyk jest czułością, czy krzywdą, zależy nie tylko od indywidualnych inklinacji dotykającego. Poza najistotniejszym kryterium – odczuciem doświadczającego dotyku, istnieje jeszcze wiele różnorodnych czynników, które mają wpływ na wydźwięk tego aktu. Kultura danej społeczności jest tu kluczowa. Również budowane w społeczeństwach hierarchie – kościół, władza, mędrcy. Często usprawiedliwiamy elity, w które z jakichś powodów wierzymy. Im wszystko wolno. A to potężna pokusa ograniczania wolności „maluczkich”, która nieuchronnie staje się dotkliwa i krzywdzi.
Na koniec uświadomimy sobie raz jeszcze paradoks dotyku. Dotyczy on również muśnięć i ciosów. Nie ma bowiem korelacji pomiędzy siłą bodźca a jego impaktem. Zakochany bez pamięci powie czasem, że na widok podmiotu swych afektów czuje się bezsilny i obezwładniony, jak po mocnym uderzeniu w splot słoneczny. Muśnięcie z kolei może być bardziej „dotkliwe” niż cios, bo bywa zdolne, jak efekt motyla, wywołać kaskadę konsekwencji. Muśnięciem pogardy lub anarchii może być rzucone niedbale parę słów („zdradzieckie mordy”, „lub czasopisma”), albo powodujący katastrofę samolotu Concorde drobny śmieć na pasie startowym. Albo wirus - komputerowy lub… prawdziwy.